Tyrania Mordoru - czyli dlaczego NIE pracuję w centrum

czwartek, 16 marzec 17, 18:00

Praca w samym centrum biznesowym miasta... nie kumam i współczuję.

W ostatnich lata większość szkoleń w Warszawie prowadziłem na Mokotowie. Dla mnie to idealne miejsce na szkolenia weekendowe. Jeśli nie przyjeżdżałem dzień wcześniej, wystarczyło 4,5h wcześniej wsiąść do samochodu w Gdańsku. Wylecieć na obwodnicę, a potem 120, cruise control, autostrada, 140, cruise control - z przerwą na kawę - i tak na automacie prawie pod samo centrum konferencyjne. Jeśli przyjeżdżałem dzień wcześniej, to rano hotelowe śniadanie w moim ulubionym za pyszne śniadania Mercure na al. Krakowskiej, a potem 30 minut przed szkoleniem na spokojnie do centrum konferencyjnego - i jeszcze był czas na ogarnięcie wszystkiego.

Długo nie pojmowałem, dlaczego ludzie nazywają Mokotów Mordorem. Aż pewnego razu zorganizowałem szkolenie na Mokotowie w czwartek. Swoim zwyczajem wyjechałem planując 4,5h podróż. 4h później byłem 420 km od domu, na zjeździe z autostrady... a kolejne 1,5 km jechałem godzinę. I ludzie tak codziennie?

W Gdańsku Oliwie buduje się największe centrum biznesowe na pomorzu. Już dzisiaj nazywają je Gdańskim Mordorem. Miałem wczoraj okazję wracać do domu z tej okolicy, po odwiedzeniu rodziny. Wystarczy mi stania w korku na miesiąc.

Dla mnie jest to niepojęte, jak można tracić nawet 3h dziennie stojąc w korkach do i z biura. To znaczy rozumiem pracowników, którzy nie mają opcji ani na lepszą ani na zdalną pracę - oni nie mają wyboru. Rozumiem firmy, które obsługują Klientów w biurze i lokalizacja jest dla nich ważna.

Ale z własnej woli? Prowadzić e-biznes i robić to w biurze w centrum miasta? Szkoda życia.

Ciekawe ile osób liczy sobie swoją stawkę godzinową uczciwie wliczając czas na dojazdy oraz odliczając koszty tych dojazdów? Teoretycznie można ten czas poświęcić na słuchanie audiobooków... ale osobiście wolę to robić na siłowni albo spacerując na świeżym powietrzu. Zamiast jechać godzinę do biura wolę godzinę dłużej pospać albo pozamulać w domu.

2 razy miałem biuro w centrum z dala od domu. Musiałem dojeżdżać po 30-40 minut. Dla mnie to był jakiś horror. Większość kariery pracowałem albo w domu albo w promieniu kilku minut piechotą od domu. Ostatnio miałem biuro, do którego jechałem jakieś 7-8 minut... i to już mnie irytowało.

W przypadku e-biznesów biuro w centrum, z dala od domu jest rzadko uzasadnione. To tylko wymówka, aby nie pracować zbyt wydajnie. Najpierw dojazd, potem ogarnięcie się przed dojazdem, w połowie dnia obiad w restauracji, spotkania nic nie wnoszące do biznesu. W międzyczasie pogaduchy z pracownikami i innymi firmami z tego samego biurowca.

Dużo się dzieje, ale mało jest robione.

Niektórzy przedsiębiorcy wierzą, że bycie w centrum da im dostęp do ciekawych ludzi, ułatwi spotkania itd. W większości przypadków jest to mit. Spotkania na żywo są mało efektywne. Warto się spotkać raz, aby złapać kontakt, ale regularne spotykanie w celu dogadania biznesu to strata czasu. Znacznie więcej zrobisz przez telefon albo Skype. Jedno spotkanie na żywo zajmuje tyle czasu, co 2-3 rozmowy przez telefon.

Nie wiem gdzie masz biuro. Ale jeśli codziennie musisz dojeżdżać dłużej niż 10 minut, to zastanów się, czy ma to sens. Często nie ma - po prostu wydaje się, że tak powinno być. Że marnowanie czasu i pieniędzy na dojazdy i wyższy czynsz ma uzasadnienie. Często nie ma.

Ponadto praca blisko domu ma wiele zalet. Praca w tych wielkich, nowoczesnych biurowcach to dla mnie klimaty z epoki industrialnej. Przy całej obecnej dzisiaj technologii - VPNach, szyfrowanych komunikatorach, videokonferencjach za darmo - większość ludzi powinno pracować zdalnie z domu albo w małych grupach z rozsianych po świecie małych biurach. Taka praca jest dużo bardziej efektywna - są na to badania.

A Ty gdzie chciałbyś pracować?

Komentarze
Newsletter

Newsletter CzasNaE-Biznes

Cotygodniowa dawka darmowych artykułów od Piotra Majewskiego - ojca chrzestnego polskiego małego e-biznesu...

Dołącz do 98 327 czytelników